Biuletyn (dez)informacji publicznej

W najbliższym czasie czeka mnie mała, maleńka, tycia… przeprawa z rozmaitymi urzędami. Albowiem muszę wystarać się o paszport dla Lokatora. Kiedyś wpisywało się Dzieciarnię w paszport rodzica i po kłopocie. Teraz nie ma takiej opcji. Trzeba wyrobić Młodzieży osobny paszport. I to jeszcze jest takie fajowe, że do ukończenia 5 roku życia, paszport wydaje się na rok (tymczasowy taki), chyba, że napiszemy wniosek o wydanie dokumentu na lat 5. Na odpowiednim blankiecie ten wniosek oczywiście. Urocze, nieprawdaż?

No, zatem paszport dla Małoletniego. Odpalamy wrotki.

Nic prostszego – pomyślałby sobie przeciętny zjadacz mielonki – idę sobie do właściwego Dzielnicy urzędu – dla ułatwienia nazwijmy go Urzędem A – składam wniosek, dołączam fotografie, płacę ile trzeba i czekam aż będę mógł przyjść i Dziecięciu paszport odebrać.

Ale ale.

Żeby wystarać się o paszport dla Lokatora, do wniosku muszę (oprócz stada ważnych i jeszcze ważniejszych papierów) dołożyć odpis jego aktu urodzenia. I to nie byle jaki, żaden tam skrócony, co to się go dostaje po zgłoszeniu pojawienia się Potomstwa (po odstaniu swojego w ogonku) w Urzędzie B, tylko zupełny (to takie ułatwienie dla samotnych matek, żeby im się odechciało godzić w politykę prorodzinną państwa i zgrywać Supermanki). Żeby otrzymać odpis zupełny aktu urodzenia Dziecia, muszę wypełnić inny wniosek i złożyć go – razem z dowodem stosownej opłaty naturalnie – w innym urzędzie, Urzędzie C. Ale już opłatę muszę uiścić na konto Urzędu D. Żeby było śmieszniej. A do tego – jakby przygód było mi mało – muszę obligatoryjnie wymienić sobie dowód osobisty na nowy. Żałuję wprawdzie, że nie na willę z basenem, ale co robić.

Wymienić muszę ów dowód już teraz_zaraz, bo jak Lokator ma dostać paszport, to na wniosku paszportowym musi być numer nowego dowodu. Ze starego to się nie opłaca, bo z końcem roku traci ważność i potem trzeba by też ten lokatorski paszport wymieniać. Normalnie chyba w całym życiu tyle nie zmieniałam co teraz muszę. Pominę już, że fotografie muszą być biometryczne i tak dalej, bo to już wszem i wobec wiadomo. Biometryczne czyli takie specjalnie porozciągane i pospłaszczane i robione tylko gdzieniegdzie za stosowne pieniądze. Pominę również, choć może nie do końca, że wniosek o wymianę dowodu osobistego powinnam złożyć w Urzędzie E, opłatę (no bo jakżeby nie) uiścić w kasie Urzędu F a odebrać będę go mogła w G lub H, nie wiedzą dokładnie bo mają remont. Poinformują w stosownym terminie.

Jakbym jeszcze miała na przykład wyjść za mąż i zmienić nazwisko, niechybnie doszłabym do Z. W sumie więc dobrze, że jednak nikt mi się ostatnio nie oświadczył. Jak widać – i czemu niepomiernie i nieustająco dziwi się mój osobisty Mamut – w każdej życiowej sytuacji mogę odszukać jakieś plusy. Ważne, żeby nie przesłoniły mi minusów.

Minusami niewątpliwymi są godziny pracy wszystkich Urzędów. Na ogół są one takie, że ja pergolę. 10-16. Z czego rano trzeba odliczyć jakieś dwie godziny na pracę wewnętrzną (kawa, ploty, pasjans na pececie), ze środka godzinną przerwę na lunch (bo obiadowa to już passe) i z końca jakieś półtorej godziny na podsumowanie dnia (kawa, ploty, pasjans i sru do domu). Godzina trzydzieści czystej żywej pracy z petentami – w tyłkach nam się z radości poprzewraca. Do tego tak – żeby mnie nie zaskoczyli na przykład żądaniem zaświadczenia o niekaralności psa prababki, którego akurat o zgrozo mogłabym nie mieć ze sobą, przekopałam cały internet w poszukiwaniu stosownych formularzy, druków, pism i wzorów wniosków – i co najlepsze większość mam nie z oficjalnej strony Urzędu Miasta, a z całkiem innych źródeł (sprawdziłam, nie myliły się). No i adresy podane przy stosownych Urzędach to może i owszem, prawdziwe, ale telefony to albo uparcie milczą, albo są zakładem fryzjerskim, albo piszczą faksem. A USC to nawet godzin pracy nie podaje. Jednym słowem mekong delta w pigułce.

Musiałabym wziąć nie jeden dzień wolnego, ale cały miesiąc żeby to wszystko pozałatwiać. Ale nic to. Jestem ambitna i nie zamierzam wziąć nawet dnia. Możliwe zatem, że w najbliższym czasie na mieście będzie widoczne rozpędzone coś, trzymające pod pachą stertę innych cosiów, pchające wózek z jeszcze innym cosiem i malowniczo powiewające czerwonym ozorem. Bo w całym tym burdelu, to właśnie jedynie język do pasa pewny. Bo wszystko osobiście, naturalmą. Dobrze, że przynajmniej PIT-a mogę wysłać pocztą.

_____________________________
Najbardziej podoba mi się POUCZENIE z dołu Wniosku o wymianę dowodu osobistego.
Punkt czwarty.

W rubryce KOLOR OCZU należy wpisać, zgodnie ze stanem faktycznym: NIEBIESKIE, SZARE, ZIELONE, PIWNE, BRĄZOWE, CZARNE, CZERWONE, WIELOKOLOROWE, NIEOKREŚLONE”

No i mam teraz zagwozdkę. Dylemat znaczy. Bo rano to ja mam takie nieokreślone, w pracy robią mi się wielokolorowe a po południu to już na bank są czerwone…

Nie no padłam.

13 uwag do wpisu “Biuletyn (dez)informacji publicznej

  1. Wymiana dowodu:
    -wizyta u fotografa, co to nic innego nie robi tylko zdjęcia do dowodów i paszportów (więc teoretycznie się zna,
    – wizyta w Urzędzie (też miałam zagwozdkę, bo mam oczy szaro-zielone – czy to są nieokreślone, czy wielokolorowe?),
    – jeszcze większe oczy Pani przyjmującej wniosek – ooooo a to zdjęcie to niedobre jest, ma być bez kolczyków, nie poinformował Panią o tym fotograf? ano nie,
    – kurcgalopek do fotografa, powrót do Urzędu ze zdjęciem właściwym, o dyskusji z fotografem to mi się nawet pisać nie chce (oczy miał jak 5 zł stare z rybakiem jak się zaparłam, że za ponowne zdjęcie nie zapłacę),
    – jeszcze większe Pani zdziwienie – nie no Pani nic nie powiedziała, że poprzedni dowód miała wydany w innym mieście. A to ma znaczenie? Ano ma. Mogła tak Pani nie latać po to zdjęcie, bo to i tak trzeba ze dwa tygodnie poczekać aż Miasto B prześle dokumenty do miasta A i wtedy dopiero wniosek złożyć. Pani przyjdzie za dwa tygodnie. Następny proszę.
    Dowód odebrałam po dwóch miesiącach od pierwszej mej wizyty.

    Polubienie

  2. Ja do tego dołożyłam sobie jescze zgodę sądu na wydanie paszportu bez zgody ojca.Dodatkowe 2 miesiace czekania i tylko 2 rozprawy…
    Kocham polskie urzędy

    Polubienie

  3. Dobrze, że napisałaś notkę, którego bohaterem jest PASZPORT, to mi przypomniało, że sama muszę wymienić.Hmm, nie wiem jak jest teraz, ale kiedyś było możliwe wpisanie dzieciora do paszportu mamy.
    Tak czy owak, miłego psytrkania fotek, bo chyba w wymianie to jest najfajniejsze =).

    Polubienie

  4. temat arcyswiezy dla mnie wiec pozwole sobie dwa zdania. Zdjecie zrobione w miejscu, ktore teoretycznie jest zorientowane w temacie moze sie okazac niekoniecznie dobre : – ))) pani ma miarke i mierzy bezwglednie. No i sam wniosek… Wniosek na dowod sciagnelam z netu, wypelnilam, zlozylam i super. Sila rozpedu wniosek na paszport sciagnelam z netu, wypelnilam i… mi pani prychnela w twarz. „Pani zamierza to zlozyc ?” Dostalam nowy, tekturowy skladany i odstalam swoje jeszcze raz : – ))))))))

    Polubienie

  5. ja już miałam swoją „drogę krzyżową” w temacie paszportu dla mojej Perły…
    wiem już co potrzeba i czy skrócony odpis, czy akt zupełny, bo bujałam się z tym jakiś czas temu…
    nawet nie wiesz ile ciekawych sptkań można mieć jeszcze kiedy dziecku po czterech latach życia musisz zmienić nazwisko na to, którego żąda ojciec (i to wszystko jak najbardziej dla dobra dziecka) i wizyty w sądzie, w poradni u psychologa i wymiana dokumentów i znowu zupełny akt urodzenia, gdzie w adnotacjach urzędowych dopisują ci kolejne postanowienie o zmianie nazwiska…
    w końcu na coś moje ciężko zarobione pieniądze muszą iść w postaci tzw. składek obowiązkowych, nie?

    Polubienie

  6. a ja pracuje w skarbowym (!) i wiem że papierów multum trzeba zawsze do wszystkiego…. tylko tak mi brak tego wspomnianego półtoragodzinnego czasu pracy w urzędach… 😛 ale słyszałam że to w urzędach miastach powszechne… bo my co rusz po godzinach robimy 😦 zawsze podziwiam Twoją możliwość korzystania z netu w godzinach pracy – u mnie by to nie przeszło… ehhh, takie życie…

    Polubienie

  7. oż, w mordę… ja się niedawno hajtnęłam, ale na razie tylko dowód wymieniam… mam nadzieję, że za jakieś dwa tygi mi wyślą zawiadomienie, ze jest do odbioru, a nie że zdjątko nie takie 🙂

    Polubienie

  8. Nieeee, no, czy Ty czasami nie przesadzasz?
    Kolor oczu do wyboru, urząd do wyboru – żyć nie umierać:)
    Ale, tak jakby…nie zazdroszczę Ci Bajeczko.
    Biedny Ty, biedny Termosik…

    Polubienie

  9. Biurokracja… biurokracja… skąd ja to znam… Ostatnio załatwiałam sprawę spadkową, po Tacie… Nie dość że serce krwawi to latania jeszcze więcej… a na koniec podatek bo przecież dostał mi się kawałek mieszkania Taty a swojego nie chce sprzedać… Nic dodać nic ująć… Gratulujemy wszytkim odpowiedzialnym za ten bur..l

    Polubienie

  10. Przypomina mi to Asterixa z Obeliksem, którzy w ramach udowodnienia, że są bogami musieli wykonać mnóstwo różnych zadań. Jednym z nich było uzyskanie formularza w zagmatwanym labityncie urzędu :).

    Polubienie

  11. dla mnie, samotnej matki, ktora chciala wyrobic dziecku paszport byla koniecznosc stawienia sie w biurze paszportowym przy skladaniu wniosku z ojcem dziecka, jest to wymog niestety, aby oboje rodziece byli jednoczesnie przy skladaniu wypelnionego wniosku o paszport dla dziecka, na szczescie odebrac juz mozna samemu.

    Polubienie

Dodaj komentarz