Letnia burza

Czy już pisałam, że kocham burzę? Pewnie tak, gdzieś w zeszłym roku. Trzeba by pogrzebać w archiwum a już sama się w tym gubię. Ale w tym roku jeszcze nie pisałam. To piszę. KOCHAM BURZĘ. Zwłaszcza gdy to letnia burza i temperatura przy niej jest tak przyjemnie wysoka. Ja wiem, że wichury i ofiary śmiertelne, i zerwane dachy, i wyjące alarmy, i wariujące ze strachu zwierzaki, i babinki odmawiające po ciemku ‚zdrowaśki’, i że ogólnie strach się bać… ale nic na to nie poradzę. Kocham i już.

Lubię ten stan totalnego odprężenia, gdy wzmaga się wiatr a pierwsze, ciężkie krople spadają na gorące chodniki. Lubię gdy woda zmywa z parujących ulic pył i kurz bezdeszczowych, upalnych dni i nocy. I gdy trawniki mogą odetchnąć, i drzewa w lesie i bzy przed domem. A najbardziej to lubię stan tuż przed burzą i to subtelnie drapieżne przejście w samo piekło. Jak nagła podróż z samym Dantem w jednej szybkobieżnej windzie.

Gdy powietrze aż ugina się pod ciężarem wyładowań atmosferycznych, parno jest niemożebnie i człek najchętniej zamknąłby się u rzeźnika w chłodni z butelką oranżady. Gdy niebo ciemnieje całą paletą obiecująco zimnych barw aż do samej głębokiej, granatowej czerni a tu u nas na dole jeszcze horyzont paruje z gorąca. Gdy wszystko pulsuje w dziwnym rytmie oczekiwania na nieuniknione. Gdy mroczne chmury jeszcze mają srebrzyście poszarpane brzegi a już pierwszy grzmot.. i już pierwszy błysk. I te krople. Samotne z początku i nieśmiałe jeszcze by po chwili stanąć mi przed oczami ścianą wody i dać się napawać pięknym basowym poszumem. I cały ten szelest. Dałabym głowę, że to ziemia oddycha. Z ulgą. Jak ja.

I na bosaka po ciepłej, mokrej trawie bo sandały już i tak można z premedytacją zdjąć. I strumienie spływające po rozgrzanych policzkach i dłoniach. I to wrażenie, że dokładnie to w tym konkretnym momencie było mi potrzebne. I w trzy sekundy mokrusieńka na wylot letnia sukienka. I nagle przestaję się spieszyć by zdążyć przed, po, do czy z. Dla samego spieszenia. I uśmiech od ucha do ucha gdy wszyscy gdzieś biegną schronienia szukać. I wszystko przestaje mieć znaczenie. Wszystko. Prócz niej.

Są tacy, co ją kochają i tacy, co nienawidzą. Potrafi być wszystkim albo nie być wcale. I okrutna i cudowna jednocześnie. Potrafi stworzyć raj i w ułamku sekundy zabrać wszystko. Ukoi albo weźmie na koniec świata i rzuci w przepaść. Uzależniająca i niszcząca. Jak opium.

Bo burza jest piękna. Gdy się ją kocha. Bo tego potrzebuje. I gdy ma się do niej należyty szacunek. Bo trzeba ją traktować bardzo poważnie. Bo jest.

I gdybym miała kiedykolwiek wybierać… chciałabym być letnią burzą.

Podobieństwo dusz.

18 uwag do wpisu “Letnia burza

  1. I’m singing in the rain, just singing in the rain,what a glorious feeling I’m happy again
    I’m laughing at clouds, so dark up above, the sun’s in my heart and I’m ready for love…

    Polubienie

  2. cóż mogę rzec – tylko tyle, że zawsze mnie zastanawia czemu ci ludzie uciekają, chowają się pod parasolami i patrzą ze zdziwieniem na mnie, gdy podnoszę głowę i patrzę w niebo, a krople płyną po mnie i płyną, kocham czuć ten zapach, i czuć przez skórę ten nagły oddech ulgi całego świata, uwolnionego od żaru

    Polubienie

  3. będę po chamsku i wiośmieńsku oryginalna i napiszę, że burza, i owszem, ale nienawidzę, jak mi coś (cokolwiek) kapie po twarzy, a zwłaszcza nosie!!! jeśli chodzi o vchodzenie na bosaka po ciepłych, mokrych ulicach – jak najbardziej. jeśli chodzi o mokrę twarz – nie, zdecydowanie nie i jeszcze raz nie. a może ni.

    Polubienie

  4. psieeeeknie to napisałaś. czuję tak samo tylko nie umiałam tego oddać 🙂
    lubię ten moment tuż przed. sierść sie jeży i pachnie zeksem :-))))

    Polubienie

  5. JA też bardzo lubie burzę, ale nie taką, że gradem tak jebuta, ze wybija szyby i okien nie da się zamknąć (a takową juz przeżyłem), jak bez gradu to tak, wyśmienita burza, wczoraj u mnie wyczekiwałem burzy (specjalnie na spacer się wybrałem),a tu tylko mocno powiało i chmura się rozwiała, po okolicznych miejscowościach, w których jebutały gromy i inne jednostki szturmowe do walki z suszą, a jak na złość w Tychach nie było burzy. A dzisiaj rano to tylko popadało, ale też nie za wiele (jak na te cztery dni upałów). A teraz to już słońce znowu świeci.

    Polubienie

  6. A ja to lubie jak jest już po burzy…wtedy tak ładnie pachnie deszczem, a promyczki słońca odbijają sie w kałużach 😉
    super blog tylko nazwa troche śmieszna ;] ale ogólnie mi się podoba…pooozdrawiam i zapraszam też do mnie.

    Polubienie

  7. pięknie napisałaś, fakt. ja nie lubię deszczu, piorunów, burz itp.zjawisk szumno-gwałtownych, wręcz nie znoszę. ale pięknie napisałaś.

    Polubienie

  8. Oj ja tez kocham. Zawsze z utęsknieniem czekam na tę porę roku, która w burze obfituje. I tez lubie wszystko. To napięcie przed, zapach powietrza, szczególnie gdy jest po kilku upalnych dniach i ziemia wręcz oddycha z ulgą, masy wody, błyski, pomruki … Wiać koniecznie nie musi.
    A właśnie tak się jakoś zachmurzylo….

    Polubienie

Dodaj komentarz