Kuźnia fantastów

Pamiętam, że w przedszkolu trafiłam do bardzo twórczej grupy małych bąbli. Pomijam sprawdziany w stylu: ‚ile drewnianych klocków zmieści ci się w buzi?’ tudzież ‚czy mucha wrzucona pani wychowawczyni do kawy ma siłę przebicia i zostanie zauważona w porę?’. Ale nasza twórczość na ten przykład przy rutynowym sadzeniu rzeżuchy. Ogromna. No bo po co sadzić tylko na odwróconych pojemniczkach po maśle roślinnym, skoro można i pod wykładziną, i za listwą podłogową, i w wózku dla lalek, i w szufladzie biurka… Pani nie wyglądała na ucieszoną ale byliśmy zdania, że się po prostu krępuje bo się wzruszyła, że jej taką wiosnę chcieliśmy osobistą uskutecznić. Tak. To była bardzo kreatywna grupa. Pewnie dlatego sama wyszłam stamtąd już mocno pokręcona. Dalej już poszło samo.

Pamiętam, że w szkole miałam pomysły, od których czerniał mi dzienniczek uczniów, wymieniany co semestr z powodu przepełnienia. Najpierw jednak zawsze czerwieniała nauczycielka bądź nauczyciel. Taka prawidłowość. Po trzech latach podstawówki znał mnie już każdy belfer w promieniu rzutu zgniłym kartoflem a moja klasa też jakoś dziwnie się aktywizowała. Coraz lepsze pomysły mieliśmy a ksiądz na religii powiedział mi, że po obcowaniu ze mną pójdzie żywcem do nieba. Do tej pory nie wiem o co mu tak naprawdę chodziło. Przecież byłam grzeczna. No prawie. Chciałam tylko sprawdzić przyczepność roztartej na krześle kredy do czarnej sutanny z tysiącem guziczków. Swoją drogą to nieprawda, że kobiety najbardziej się grzebią przy porannej toalecie. To napewno są księża. Tyle zapinania? Całe szczęście, że nie muszą chodzić w pajacykach. Dopiero by był jazz jakby się któremuś pełny pęcherz do gry włączył.

Pamiętam, że w liceum mieliśmy najzabawniejszą klasę. Przynajmniej w opinii licealistów. I mimo, że był u nas tylko jeden chłopiec, któregośmy i tak dość szybko sfeminizowały gadkami o menstruacjach i odchudzaniu, wszyscy chcieli się do nas przenosić. Ale nie było o tym mowy. I tak byłam 37 na liście. A za mną jeszcze kilka nazwisk. Zajęcia były ciekawe. Facet od plastyki łapał się za głowę z regularnością metronomu, geograficzka gryzła oprawki okularów i czerwone pazury, żeby nie rzucać w nas dziennikiem, histeryczka przy moich odpowiedziach chciała w amoku zmieniać bieg historii a od łacinnika dostawałam na kartkówkach jedynki z warczącym psem. Miał zdolności ten pan psor niewątpliwe. Zawsze mi powtarzał, że gubi mnie pośpiech. Bo jak już coś dobrze napisałam to gubiłam końcówki wyrazów w odmianie przez przypadki. Też mi coś. Dobrze, że nie wiedział, że ja dotychczas nie rozróżniam tych cholernych przypadków. Za to końcówek już nie gubię.

Na studiach już nas za kreatywność nagradzano. Na zajęciach z psychologii ogólnej na przykład wymyślaliśmy nietypowe zastosowania dla spinaczy biurowych i wibratorów. I nikt nie zemdlał gdy zaproponowałam mikser. A to ładnych kilka lat temu było. Nie to co dziś. Rozpasanie ogólne. Wtedy uczyliśmy się konstuować testy psychologiczne i mieliśmy niezły ubaw przy opracowywaniu pytań. Mam tylko taką cichą nadzieję, że to nie poszło do użytku publicznego. Bo jakoś nie wyobrażam sobie miny mężczyzny z grupy wiekowej 50-60 lat odpowiadającego na pytanie ‚czy latem chłodzisz swoje slipki w zamrażarce?’. Oczywiście robiliśmy też pożyteczne rzeczy. Uczyliśmy się jak rozpoznać, że ktoś kłamie – czy wtedy patrzy w lewo do góry czy prawoskrętnie po skosie, ile rozbiegnięć oczu świadczy w systemie biofeedback o kompleksie małego członka, co w języku grypsery oznacza ‚zgredka korniszonka’, jak przetłumaczyć podopiecznym z Rakowieckiej bajkę o Czerwonym Kapturku i które dłubnięcie w nosie oznacza w mowie ciała znudzenie absolutne czwartego stopnia.

Jak tak teraz na to patrzę, to myślę, że dwadzieścia siedem lat temu po oddziałach noworodkowych biegała chora psychicznie wróżka i w przypływie szału rzucała uroki na bogu ducha winne maleństwa. A potem wyrosły z nich paskudne trolle i szatańskie pomioty (jak byliśmy określani przez ciało pedagogiczne na różnych etapach naszych cnych i niecnych działań). I mimo tępienia do czasów młodzieńczych rozmaitych przejawów zbiorowego szaleństwa, nie znikło to wszystko. I było. I miało wtedy jakiś sens. I myślę sobie jeszcze, że strasznie się cieszę, że trafiałam w życiu na sobie podobnych wariatów. Bo to zawsze świadczy o tym, że mam jednak w życiu trochę szczęścia.

Pocieszające.
Zwłaszcza po wczorajszej terapii.
Zwłaszcza z okazji czwartku.

🙂

23 uwagi do wpisu “Kuźnia fantastów

  1. no, ładnie! teraz już wiem, kto chciał unieszkodliwć moją osobistą rodzicielkę kawą ze z elementami muchy:) Aniu, nadal z wielkim zainteresowaniem czytam, kibicuję, trzymam kciuki.I…obejmij się mocno i przytul Obcego (Obcą?), pozdrawiam

    Polubienie

  2. Małgoś – aha… ;))) ;P

    Ilona – dzięki przeogromne 😉
    a nawet ostatnio widziałam panią Lucynkę ale w przelocie tylko. mam nadzieję, że nie kojarzę już się jej tylko z mielonym zza kaloryfera 😉

    Polubienie

  3. a ja Ci powiem… że to na pewno wróżka nie była
    śmiechy chichoty zawsze się zdarzają:) ale ten biedny ksiądz… żal mi gościa
    jednak Bajka ma za uszami tyle, że aż jej czasem pewnie opadają:)
    pozdrawiam,papa

    Polubienie

  4. taaaaaaaa, ale w rodzinie jest poważna dyskusja czy kolejne dziecko powinno pójść do przedszkola; jest mały problem, większość w tej dyskusji uważa, że tam to tylko dzieci psują:::::::)))))i bądź tu mądry?:::::))))))

    Polubienie

  5. ależ Droga Bajko, moja mama Cię uwielbiała:)))) Zapewniła mnie,że nie przypomina sobie Ciebie z żadnej kombinacji mielonego z kaloryferem:), wspomina raczej o blondyneczce z nadmiarem…energii i sił witalnych:)))No,i nieustannie prosi o to żeby Cię pozdrowić, co niniejszym czynię:)

    Polubienie

  6. Jak miło wiedzieć, że zakręconych ludzi jest więcej!! Nie jesteśmy sami we wszechświecie!!
    Pozdrawiam z korbką na odwyrtkę:P

    Polubienie

  7. o! kogo ja tu widzę? nie deklarowałeś czasem omijania tego bloga z daleka? 😉

    ps. wystarczy bardzo szybko pisać chłopaku… polecam

    Polubienie

  8. o, to moze zaczne mrozic slipki

    tylko tak sie zastanawiam, na cholere mi te specośtamoidy zakonserwowane? może świeze lepsze?

    Polubienie

  9. i chcialem jeszcze dodać, że jako przedszkolak byłem niwsamowicie spokojnym człowiekiem… no może oprócz chwili, kiedy… ale to już temat na osobną historie

    Polubienie

  10. a ja niezmiennie się zastanawiam czy dziecko ma iśc do przedszkola czy nie? jak to tam TERAZ jest?????????? odpowie ktoś????????

    Polubienie

  11. Masz/miałaś wariatów wokól siebie i dobrze wtedy świat jest piękny, piękna moc, destrukcyjna moc zakrzywionych umysłów, zwłaszcza działajaczych w grupie. JA niestety nie mam danego takeigo szczęścia, albo jacyś sztywni wszyscy, albo świrnięci, na sposób którego nie rozumiem :/, al ecóż może w liceum będize inaczej 😀

    Polubienie

  12. no… jak to sie stalo, ze w ogromie informacji nie trafilem tu wczesniej? no jak?
    wiec:
    1. powiem NI
    2. powiem, ze czlowiek wychowany choc bez odbrobiny „pomyslowosci” za czassow szkolnych duzo traci w doroslym zyciu
    3. a skad nazwa radzciecki termos?

    Polubienie

  13. . – już mam, dziękuję uprzejmie za zaintresowanie ale Nom już mnie uraczyła 🙂

    nieprzemakalny – z głowy

    Polubienie

Dodaj komentarz