Wróciłam właśnie z niezwykle kształcących podróży po rozmaitych placówkach służby zdrowia. Powiem jedno – trzeba mieć niezłe zdrowie by tak sobie je zwiedzać i jeszcze coś przez przypadek załatwiać. Po czasie od godziny 6.00, kiedy to wstałam i 7.00, od której to godziny tkwiłam w rejonowej mej przychodni a potem jeszcze w paru miejscach, ja mogłabym kogoś załatwić. I to dziką chęcią.
Najpierw musiałam sobie postać w oczekiwaniu na cud i punktualne zjawienie się Pani Z Zabiegowego celem pozbawienia mnie znacznej części drogocennego płynu ustrojowego o barwie płomiennie hiszpańskiego flamenco. Specjalnie przyszłam wcześniej bo bardzo zależało mi na szybkim dostaniu się do pracy, co z uwagi na porę w stolicy korkolubną, było życzeniem zgoła niespełnialnym aczkolwiek ja, całkowicie ignorując ten oczywisty fakt – marzyłam dalej.
Następnie, gdy Pani Z Zabiegowego już się zjawiła i ukazała moim oczom oblicze marsowe i naburmuszone a upstrzone fluidem w odcieniu sino_brąz_koperek oraz resztę swej wybitnie mało mizernej postury z ogromnymi dłońmi na pierwszym planie, musiałam opanować mimowolne drżenie kolan, wybąkać coś o skierowaniu i że ja to na pewno ja i podreptać do rzeźnika… znaczy do Zabiegowego.
Upuściwszy mi krwi, Wampiria de Monster uśmiechnęła się krzywo, narzekając po drodze, że krew lecieć nie chce (nic dziwnego w sumie skoro opaskę uciskową czułam nawet w kostnym szpiku) i że co ja taka blada. Już chciałam dodać, że za moment to ja będę zielona, jak mi jeszcze trochę poopowiada o budowie moich żył i o tym co z nimi jest nie tak, ale strzeliła na mnie z ukosa i wielce ubawiona tubalnym głosem wyparowała:
– No kochaneczko! To teraz będziemy się częściej spotykać, nie?!…
Przełknęłam nerwowo ślinę, marząc bynajmniej nie o schadzkach z Cruellą i jej ogromnymi łapskami a raczej o tym, by jak najszybciej uciec od tej Baby O Podejrzanej Fizjonomii I Zamiarach, ale dzielnie dotrwałam do końca i poinstruowana o terminie odbioru wyników, z ulgą opuściłam gabinet. Potem nie bez trudu dotarłam do pracy, gdyż dzisiejszy dzień akurat okazał się tym,w którym wszyscy użytkownicy dróg marzą o kolizjach.
Morze korków malowniczo rozpościerało się gdzie okiem nie sięgnąć a rozlegające się tu i ówdzie klaksony tworzyły uroczy akompaniament do tegoż sielskiego obrazka. Ludzie znów dawali wszem i wobec rozmaite wyrazy i ponownie nie były to rzeczy obyczajnie przyjęte za poprawne politycznie, gramatycznie i społecznie. Ale i tak było milutko. Słońce grzało w plecy, książka w toku, jakiś rzadki okaz homo sapiens (jakże niezwykły w środkach komunikacji miejskiej) otworzył górne okno i w ogóle mogłam nie wysiadać. Ale wysiadłam. Wszak trzeba było ruszyć do pracy. Przynajmniej na jakiś czas.
Po dwóch godzinach pracy bowiem udałam się z kolejnym skierowaniem na ulicę Szpaczą (fajnie, że odkryłam ją w końcu w Warszawie) celem zrobienia USG, czyli zbombardowaniu malucha serią dźwięków, od których na pewno ktoś dostaje kota i nie jestem pewna czy nie są to nietoperze. Na miejscu miły pan doktor powiedział mi, że nic po mnie nie widać (znaczy, że niby piłki nie połknęłam) i zdziwił się nieco, ale grzecznie pokazał co mam w brzuchu i nawet więcej.
Nie ukrywam, że odkrycie to dość dziwne i wzruszające widzieć wszystko… łącznie z tymi maciupkimi paluszkami. ‚Jeszcze trochę i pokażemy miłemu panu doktorowi na ekranie środkowy palec’ – nadałam telepatycznie do człowieka znajdującego się w środku i uśmiechnęłam się w duchu na myśl o tym chytrym (acz nie do końca chwalebnym) planie wychowawczym. Pan doktor zmierzył wszystko specjalnym zielonym kursorem co to nim jeździł w te i nazad po ekranie, uspokoił mnie chwilowo, że mam się nie stresować i w ogóle, że i tak kiedyś wszyscy umrzemy, wystukał litanię na karteluchach, wydrukował pierwsze w historii Obywatela zdjęcia i umówił się ze mną na nastepną wizytę.
Zaopatrzona w piekną fotografię i rzedy cyfro-literek pognałam za zbłąkaną falą narodu do pracy, gdzie siedzę nadal i próbuję nie rzucić się na winogrona lub rzodkiewki, które pysznią mi się na biurku. Przy okazji chciałam wyrazić głęboki sprzeciw i udzielić solidnej nagany twórcy nowych cukierków Kinder_coś_tam, bo nie zważając na nic pożarłam ich właśnie całą torebkę i nawet nie mrugnęłam. Świństwo, chamstwo i drobnomieszczaństwo. Bez dwóch zdań.
Wasz Jamochłon
Pięknie po prostu…:D I gratuluję Maleństwa – na razie cyfrowego… :*
PolubieniePolubienie
żądam zdjęć! i postuluję! stanowczo! i niepodważalnie!
PolubieniePolubienie
se żądaj ;P
PolubieniePolubienie
🙂
ciekawe czy Maleństwo też wychodzi tak pysznie na fotach jak jego Kangurzyca
PolubieniePolubienie
na razie nie wychodzi. i moze lepiej. dobrze mu tam
na razie bylo wsciekle ze mily pan doktor je obudzil
PolubieniePolubienie
to ja też postuluję z Hal 😉
PolubieniePolubienie
Rzodkiewki są pyszne! Czy ten pęczek wytrzymał dłużej niż 28 sekund? ;o)
Do pobierania krwi można się przyzwyczaić. A jeśli nie chce ona płynąć, to wystarczy potrzymać trochę ręce (aż do łokci) pod ciepłą wodą.
PolubieniePolubienie
Ja jakoś nie potrafię się przyzwyczaić do widoku krwi.
Pamiętam czasy regularnych wizyt u lekarza. Ale to było i minęło na szczęście. Aktualnie widzę wracza, tylko kiedy muszę (badania okresowe). Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
Lord – powiedz cos czego nie wiem.. ale najlepiej tamtej pani
PolubieniePolubienie
O mój Boże, zeżarłaś królewnę!!!
To Ty poważnie jesteś podwójna??? Ale niespodzianka! 🙂
Jak to się stało??? ;)P
PolubieniePolubienie
Wiesz Biko, wiosna, bociany. I kapusta też już rośnie…
;-/
Bajko, rzuć we mnie na maila adresem, to Ci wyślę coś pysznego, bo będę piec(em) wew weekend.
PolubieniePolubienie
hmmm… Biko, jak zwykle czytasz nieuważnie i omijasz długie notki..
PolubieniePolubienie
nielot – serio serio?? takim domowym i w ogole??
PolubieniePolubienie
A może ona tylko tak groźnie wygląda, a w rzeczywistości ma wrażliwe i piękne wnętrze?
Skoro się wystraszyłaś to i krew nie chciała lecieć. Ja zawsze biorę kilka głębokich wdechów przed ukłuciem i wmawiam sobie, że to drobiazg. Pomaga.
Ale do dzisiaj bronię się przed pobieraniem krwi igłą z „automatem”. Wolę klasyczną strzykawkę. Żyły wtedy mniej pękają.
PolubieniePolubienie
bedą te fotki, czy nie?:)
Hal ma rację!!!!!!!!
PolubieniePolubienie
no powiem zuch mamusia 😉
PolubieniePolubienie
IGŁA Z AUTOMATEM??!! Co to za cholerstwo?
Miałam się zbadać kontrolnie, ale chyba zrezygnuję, bo jestem zapisana do podejrzanie nowoczesnej przychodni.
Bike, to Ty już czujesz jak Obywatel się rusza?
PolubieniePolubienie
Czytałem ale myślałem, że to fikcja literacka. 🙂 Jeśli jednak mówisz, że napisałaś jak to się stało, to przeczytam wszystko jeszcze raz. 🙂 W celach edukacyjnych oczywiście. 🙂
PolubieniePolubienie
czasem to mi slow brak
PolubieniePolubienie
Może można dokupić. Słowa.
Bajko, adres jasne, że domowy. Przecież Ci na maila żarcia nie wyślę. ;-/
PolubieniePolubienie
nie będzie zdjęć – nie będzie prezenta:P
PolubieniePolubienie
No, ja osobiście mogę poczekać na zdjęcia aż Obywatel wyjrzy na światło dzienne. Adresik dotarł, zanotował się i zostanie niebawem wykorzystany.
PolubieniePolubienie
Niestety, tak to dizsiaj jest, że trzeba mieć nie lada zdrowie, żeby leczyć się (chodizć na badania) w Polskiej Służbie zdrowia. A i tak uważam, że natrafiłaś na uprzejmą opieę medyczna :]
PolubieniePolubienie
Nikomu jak tobie, dużo szczęścia.
PolubieniePolubienie