Boso… ale w ostrogach

Wczoraj był dzień zakupów. Po pracy autobus jakoś odruchowo nawet zawiózł mnie tam gdzie trzeba – jakiś szósty zmysł normalnie. Najwyraźniej wieczór mijał w stolicy pod hasłem ‚Wszystkie drogi prowadzą pod centrum handlowe’, bo tłum czaił się wszędzie. Jakoś jednak dojechałam i to bez zbytnich zagnieceń i namaczania. Na uszach mjuzik, na nogach wygodne glany – poloneza czas zacząć. Udałam się na szperactwo stosowane, czyli przebieżkę po sklepach. Należy szerokim łukiem omijać sklepy w których: jest pusto, jest pusto i muzycznie głośno, jest pusto, muzycznie głośno i sprzedawcy wyglądają jak zombie, oraz takie, z których unosi się niezbyt przyjemna woń sztuczności, drożyzny i jaskrawych barwników. Brrr. Miałam szczery zamiar kupić zimową kurtkę (bo obniżki wielkie a moja uległa wszem i wobec już znanemu nagłemu wypadkowi), piżamę (bo nie mam w czym spać) i jakieś ciepłe skarpety (mrozy przyszły a ja nie za dobrze się spakowałam w sobotę). Na szczerym zamiarze się skończyło. Po przejściu wszystkich mniej lub bardziej interesujących sklepów stwierdziłam brak kurtek, które chciałabym nosić (wszystkie były jakieś takie strasznie kolorystycznie bądź materiałowo niezjadliwe a jak już jakaś mi się zaczynała z daleka podobać, to przy bliższym poznaniu okazywała się mieć masę niepotrzebnych gadżetów typu nadrukowaną gwiazdkę albo inny badziew); brak piżam, w których potrafiłabym spać (jedna mnie urzekła, owszem, ale odstraszył mnie i zemdlił jej błękit, a inne nadawały się tylko do odegrania głównej roli w ‚Moulin Rouge’ – do domu rodziców się nie nadają) oraz brak ciepłych skarpet (wszystkie jakieś takie cienkie i niezbyt interesujące). W efekcie poczynionych obserwacji wysnułam wniosek, że mieszkańcy okolicznych blokowisk chodzą bądź bez kurtek, bądź w okrutnie zmysł estetyki raniących odzieżowych koszmarkach w dziwnych barwach i z festyniarskimi dodatkami. Śpią bez piżam (co w sumie preferuję ale tam gdzie obecnie mieszkam nie uchodzi) albo we wdziankach zapożyczonych z zaprzyjaźnionych agentur – panie; tudzież we wstrętnych śliskich bokserkach lub iście więziennych pasiakach przetykanych (o zgrozo!) srebrną nitką – panowie. Nie noszą też ciepłych skarpet tylko jakieś cienkie, plastikowe preferując najwyraźniej pielęgnację swego reumatyzmu nad ciepło i wygodę. Gdy tylko pomyślę o (dajmy na to) mężczyźnie we wściekle pomarańczowej kurtce z wyszywaną gwiazdką, w piżamie połyskującej srebrzyście w świetle gwiazd to już tylko jeszcze brakuje mu poliamidowych skarpet do pełni szczęścia. Przy takiej wizji uderzyłabym w rechot dziki i nieskrępowany. Prawdopodobnie długo nie mogłabym przestać sie śmiać. Tak czy inaczej zakupów planowanych nie dokonałam. Dokonałam natomiast nieplanowanych. Zadowolona jak dzika świnia w dżdżysty dzień wyszłam z centum handlowego z przecudnej urody bluzką z Kamelkiem by Mrówka (kocham ten sklep), sześciopakiem fig i stringów ze Snoopy’m w różnych konfiguracjach przestrzennych (nie mogłam sie im oprzeć) oraz z pudełkiem rafaello. Co mi tam takie drobiazgi jak kurtka czy piżama – ważne, że jest Snoopy. Nie ma jak zakupy. A teraz przez dwa tygodnie zęby w ścianę i ogryzanie tynku. A co!

Bajka potrafi

8 uwag do wpisu “Boso… ale w ostrogach

  1. Znam ból kupowania piżamy. U mnie w centrach handlowych samo badziewie. Szczególnie nienawidzę, jak spodnie od piżamy, takie do kostek, zwężają się ku dołowi, d… w nich wygląda jak szafa trzydrzwiowa nawet jak się jest szczupłym. A takie fikuśne koszulki bieliźniane to nie dla mnie. Zima jest, cholera, mam sobie tyłek odmrozić???

    Polubienie

Dodaj komentarz